Wybrane aktualności
Projekt: Miłosierdzie
Dlaczego boimy się miłości?
Jak jeść w najlepszych restauracjach i nie zbankrutować?
Karolina i Marek
Po krótkim czasie dla obojga nas stało się jasnym, że odnaleźliśmy Tę Właściwą, Jedyną Osobę
Wersja Karolinki:
Kiedy po wielu tygodniach smutków i zwątpień w prawdziwą miłość spotkałam się z przyjaciółką w Krakowie, w jednej z rozmów Marta opowiedziała mi o portalu przeznaczeni.pl. Po powrocie do Poznania postanowiłam założyć na Strefie próbne konto i troszkę się "rozejrzeć". Zostałam. Kilka dni potem otrzymałam od Marka wiadomość krótką i wcale nie mającą na celu rozpoczynania znajomości, tak pomyślałam. Mimo to odpisałam, ponieważ bardzo spodobał mi się profil Marka jak i On sam.
Tamtego dnia wymieniliśmy kilka wiadomości, następnego kolejnych kilka i choć pisało nam się świetnie jedna myśl nie dawała mi spokoju odległość nas dzieląca, odległość między Poznaniem a Krakowem. Związek na odległość? - to nie dla mnie - pomyślałam. Kiedy zaczęliśmy rozmawiać na gadu-gadu miałam "nadzieję, że odkryję w Marku coś, co mnie do Niego zniechęci. Tak się nie stało. Przeciwnie. Każdego dnia, odnajdując kolejne podobieństwa między nami, Marek stawał mi się coraz bliższy i okazywał się mieć wszystkie te cechy, których poszukiwałam u mężczyzny - wysoką kulturę osobistą, dobre wykształcenie, dokładność, zaradność, poczucie humoru, a przede wszystkim bogobojność. Do tego wszystkiego gdy oglądałam Jego zdjęcia widziałam przystojnego szatyna o dobrym spojrzeniu. Biorąc pod uwagę odległość nas dzielącą dość szybko zdecydowaliśmy się spotkać. Początkowo miała to być sobota ale ze względu na okoliczności pierwszy raz spotkaliśmy się w niedzielę i tak postanowiliśmy rozpocząć dzień od Eucharystii i wspólnej modlitwy. Bałam się tylko czy nie uśniemy - Marek jechał do mnie całą noc a ja, choć usilnie próbowałam zasnąć, z wrażenia nie mogłam zmrużyć oka. Po kilku godzinach spędzonych razem powiedzieliśmy sobie, że chcemy spotykać się dalej. Problem odległości nagle zniknął. Niepostrzeżenie zakochałam się w Marku i poczułam się prawdziwie szczęśliwa, tym bardziej, że od samego początku miałam silne przekonanie, że sam Bóg postawił mi Go na mojej drodze. Spotykaliśmy się na zmianę w Poznaniu i Krakowie, a między spotkaniami - w tygodniu - godzinami rozmawialiśmy przez telefon. Po krótkim czasie dla obojga nas stało się jasnym, że odnaleźliśmy Tę Właściwą, Jedyną Osobę, że chcemy być razem już zawsze a poprzez powołanie do małżeństwa chcemy zbliżać się do Boga i zasłużyć na szczęście w Niebie. Kiedy Marek oświadczył mi się w miejscu, które darzę szczególnym sentymentem na Rusinowej Polanie w Tatrach - nie mogłam pohamować łez szczęścia. Wszystko idealnie zaplanował, z właściwym dla siebie profesjonalizmem, dbałością o szczegóły a przede wszystkim ze szczerą miłością. Był to bez wątpienia najpiękniejszy dzień w moim życiu i bez wahania powiedziałam TAK. Teraz oboje z Markiem wyczekujemy jeszcze piękniejszego dnia - dnia naszego ślubu, który odbędzie się 4 października 2008 - osiem miesięcy po pierwszej wiadomości, która "nie miała na celu rozpoczynania znajomości"
Wersja Marka:
Moja historia znajomości z Karolinką - świadectwo żywej ingerencji Boga w moim życiu.
Nie będę ukrywał, że w różny sposób i różnymi drogami próbowałem poznać dziewczynę, która mnie w jakiś sposób zaintryguje, zainteresuje swą osobą, która stanie się dla mnie kimś ważnym a ja dla niej. Jak każdy z nas poszukiwałem miłości, bo jak każdy z nas wiedziałem, że ogromnym szczęściem jest kochać i być kochanym. Moje poszukiwania prowadziłem z różną intensywnością i różnym skutkiem. Niewątpliwie miałem wysokie wymagania ale szczerze mówiąc ja również uważałem, że jestem na tyle wartościowym człowiekiem, że oferuję dużo J W tych różnych kontaktach i spotkaniach z dziewczynami coraz bardziej drażnił mnie fakt, że gdy wspominałem o wierze i o tak oczywistej sprawie dla mnie jak to, że regularnie uczęszczam na msze święte - dziewczyny patrzyły na mnie jak na dinozaura. Może nie z przestrachem ale wyrazem uznania: "o jaki porządny. Od razu też czułem - co się później potwierdzało, że one nie były specjalnie zainteresowane wiarą i kościołem aczkolwiek na pytanie o wiarę, zawsze słyszałem "Tak, tak - jestem wierząca, ale do kościoła nie chodzę. Czasem w święta. Hipokryzja. O czym mam rozmawiać i czego szukać u takiej osoby - myślałem. Po pewnym czasie byłem już znużony i zniechęcony. Pomyślałem nawet, że może trzeba obniżyć wymagania, bo dziś taki świat stracone dziewictwo w wieku kilkunastu lat z przypadkowym chłopakiem to nie tylko norma ale i powód do dumy. Traktowanie Kościoła i jego nauki z przymrużeniem oka albo wręcz jako wroga wszelkiej wolności - standard.
Kiedyś rozmawiając z Piotrem /moim przyjacielem/ zwierzałem się właśnie z owego zniechęcenia i tego stanu rzeczy jaki obserwuję. Powiedział mi coś istotnego Niby oczywistego ale ważnego - co jak się później okazało - zmieniło moje życie. Co rzekł? Otóż, powiedział "Marek - kogo innego spotkasz w bibliotece a kogo innego na dyskotece.
Zastanowiłem się nad tym gdzie szukam. Typowe komercyjne portale randkowe, przypadkowo spotykane dziewczyny Piotrek podpowiedział mi, że słyszał o jakiejś katolickiej stronie gdzie można poznawać ludzi. Nie powiedział "przeznaczeni.pl ale wyszukiwarka, odpowiedni wpis i trafiłem na Strefę. Idea strony mi się spodobała. Wprawdzie początkowo byłem zniechęcony ilością wymaganych informacji o sobie /wymagających zastanowienia się i naprawdę ważnych a nie np. ulubiony pub/ oraz opłatą jaką trzeba wnieść, ale później po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że dobrze, że trzeba się wysilić by napisać o sobie oraz zapłacić, gdyż dzięki temu eliminuje się "dowcipnisiów i osoby szukające taniej rozrywki kosztem innych.
Przyznam, że kilka profili mnie zainteresowało. Szukałem osób głównie z Krakowa. Mimo różnych spotkań i rozmów, nawet jeśli początkowo wydawało mi się, że coś z danej znajomości może wyniknąć - odkrywałem, że czegoś jednak brakuje i to nie to. Któregoś dnia, tak z czystej ciekawości postanowiłem pooglądać profile innych osób bez zawężania kryterium do Krakowa...
Przeglądając w ten sposób profile różnych osób, wpadło mi w oko zdjęcie uroczej niewiasty. Kliknąłem na profil i moim oczom ukazała się śliczna dziewczyna. Przeczytałem, co o sobie napisała - spodobało mi się bardzo i zainteresowało mnie. Tylko był jeden poważny mankament: była z Poznania. Odległość z mojego ukochanego, rodzinnego Krakowa - spora. Uznałem, że zawieranie takiej znajomości na odległość nie ma sensu. Jednak coś mi kazało pozostawić jakiś ślad po wizycie na Jej profilu, więc wysłałem Jej krótką wiadomość, ot tak. Jej treść brzmiała: "Jaka śliczna Poznanianka"". Odpisała. Zaczęliśmy się wymieniać wiadomościami, które coraz bardziej wciągały. Postanowiliśmy porozmawiać - najpierw poprzez komunikator, później przez telefon. Rozmawiało nam się świetnie, na każdym kroku odkrywaliśmy, że jesteśmy bardzo podobni - i to nie tylko w sprawach zasadniczych, ale i mniej ważnych, mimo wszystko sprawiających, że ludzie do siebie lgną i coraz lepiej czują w kontakcie ze sobą. Po pewnym czasie - niecałych 3 tygodniach - oboje już wiedzieliśmy, że musimy się spotkać na żywo. Pojechałem do Poznania. Bladym świtem czekała już na mnie na dworcu... Od razu ją poznałem. Była dokładnie taka, jaką wyobrażałem sobie na podstawie rozmów: delikatna, subtelna, wrażliwa, o mądrym a zarazem pełnym wdzięku spojrzeniu. Była śliczna - uosobienie najwyższej klasy kobiecego piękna. Dość szybko odkryłem, że czuję się przy Niej wspaniale, a rozmowy układają się same. Dużo chciałem o Niej wiedzieć oraz dużo przekazać o sobie. Wiedzieliśmy, że czujemy podobnie i że dalsze spotkania muszą nastąpić. Następowały - w różnych odstępach czasu. Przeplatane codziennymi rozmowami, bardzo często kilkugodzinnymi, na różnorakie tematy. Te rozmowy bardzo nas zbliżały, pozwalały się wzajemnie poznawać i odkrywać. Pokochaliśmy się. Postanowiliśmy być ze sobą już zawsze. Zawrzeć małżeński sakrament i założyć rodzinę. Po 2 miesiącach z lekkim okładem zaręczyliśmy się. Mniej więcej tydzień później - ustaliliśmy datę ślubu: 4.10.2008 - dzień przed moimi 27-mi urodzinami. Jaki więc czeka mnie prezent tego roku? Najpiękniejszy: ukochana, wymarzona, wyśniona żona. Poszukiwana już od lat. O której istnieniu wiedziałem i byłem pewien, że gdzieś tam w świecie jest - tylko jeszcze się nie poznaliśmy. W końcu znalazłem Ją. Nazywa się Karolina.
Nie znalazłem Jej sam. Nic nie zawdzięczam samemu sobie. Wszystko co mam, to kim jestem zawdzięczam Panu Bogu. Karolina jest również darem od Niego. Oboje czuliśmy od samego początku, że za dużo jest zbiegów okoliczności, podobieństw i przypadków aby to On nie "umoczył w tym Swego palca. I nadal tak jest. Oboje wierzymy i czujemy, że nasza znajomość jest zaplanowana przez "Górę". I dlatego chcemy przez życie - już niedługo w małżeństwie i rodzinie - iść trzymając się kurczowo Boga. Bo tylko z Nim mamy szansę na to by nasze małżeństwo i rodzina były tym, czym być powinny, zgodnie z wolą Bożą i naturalnym prawem. To ma być nasza droga do zbawienia i nasz krzyż, który jesteśmy w stanie dźwigać tylko wtedy gdy On jest między nami a my patrzymy w tym samym kierunku - ku Golgocie życia. Poznałem kobietę, z którą to wszystko jest możliwe. Która jest o wiele lepsza niż ta z moich marzeń.
Na koniec ostatnia ale bardzo ważna uwaga. Szukałem partnerki, dziewczyny, być może kiedyś żony. Źle szukałem, bo moja tęsknota za miłością była tęsknota za Bogiem. I w pierwszej kolejności każdy z nas Jego powinien szukać. Dopiero gdy On uzna, że dziewczyna/chłopak jest dla Ciebie drogą ku świętości - otrzymasz go. Ale jeśli ma to być dla Ciebie złe i okazją do odwrócenia się od Jezusa - oczywistym jest, że będziesz sam/sama. Bo Bóg i tylko On sam wie co dla nas dobre. Ja mogę śmiało powiedzieć, że dzięki Karolinie naprawdę zacząłem zgłębiać nauką Kościoła i rozumieć ją. Wierzę, że dzięki Mojej Narzeczonej - Bóg stał, staje się i stanie się mi bliższy. Stanie się bliższy Nam.
Bóg z Wami. Amen.
Karolina (64216) i Marek (64543)