Wybrane aktualności
Projekt: Miłosierdzie
Dlaczego boimy się miłości?
Jak jeść w najlepszych restauracjach i nie zbankrutować?
Kasia i Marcin
Jesteśmy małżeństwem od ponad 1,5 roku. Chcemy podzielić się historią naszej znajomości, która jest uzupełnieniem do filmu zrealizowanego na potrzeby konkursu dla par, które poznały się poprzez portal „Przeznaczeni”
Zarówno film jak i nasza opowieść są wynikiem poczucia wielkiego zobowiązania, wdzięczności i chęci podzielenia się z innymi historią potwierdzającą, że Bóg potrafi zdziałać niezwykłe rzeczy w życiu zwykłych ludzi. Marcin: Zanim trafiłem do Przeznaczonych różnymi drogami i na różne sposoby próbowałem poznać dziewczynę, która mnie sobą zainteresuje i zaintryguje. Szukałem kobiety, która będzie kierować się w życiu jakimiś wartościami, dla której kwestia wiary nie będzie tematem niewygodnym do rozmów, dla której czystość przedmałżeńska nie będzie jakimś przeżytkiem, a Bóg w jej życiu będzie na pierwszym miejscu. Dziś wiem, że szukałem w niewłaściwych miejscach. Logując się w Strefie miałem szczerze mówiąc dość kobiet, które poprzez swą powierzchowność, materializm, brak wrażliwości, tak nadwątliły moje zaufanie w coś czystego i pięknego. Posiadałem jedynie małe ziarenko nadziei, szczyptę ciekawości i chyba nic poza tym.
Kasia; Od wielu lat przekonana byłam, że prawdziwe szczęście znaleźć mogę w małżeństwie. Cierpliwie czekałam na mężczyznę, który przyniesie mi to szczęście i którego będę mogła jednocześnie uszczęśliwić. Oczywiście wiele sytuacji i znajomości przeczyło temu, że moje pragnienie się spełni i moja cierpliwość powoli darła się na strzępy. Na przeznaczonych znalazłam się w stanie małej rozpaczy. Doznałam miłego zaskoczenia i można powiedzieć otuchy, gdy przekonałam się jak wielu wartościowych ludzi się tu znajduje, jak wielu zawiera owocne znajomości. Naturalnym jest, że po krótkim czasie doznałam także zawodu, gdyż nie było mi łatwo zawierać znajomości w taki sposób i nie czułam ochoty i gotowości na jakiekolwiek spotkania.
Po dwóch miesiącach w Strefie, 9 maja.2007 roku napisał do mnie Marcin. Pamiętam, że przeglądałam jego profil wcześniej, ale dopiero, gdy do mnie napisał wydał mi się bardzo interesujący. Długo nie odpowiadał na mojego maila, a mi coraz bardziej było przykro z tego powodu i gdy wreszcie odpisał cieszyłam się jak dziecko.
M; Mail do Kasi miał być jednym z ostatnich, jeśli nie ostatnim przed opuszczeniem Strefy, po ponad rocznych, bezowocnych poszukiwaniach. Odpisała jednak w sposób tak inny i oryginalny, że wzbudziła moje zainteresowanie swoją osobą. Dodam, iż dzieliła nas 300 km odległość. Wymieniliśmy parę maili, po czym przeszliśmy na rozmowy przez gadugadu.
Początki naszej znajomości były trudne, z racji tego, iż byłem szczelnie pozamykany, odseparowany, pełen zranień, braku wiary w siebie, w lepszy los, a dodatkowo po kilkuletnim trudnym okresie w swym życiu. Pomimo, iż pragnąłem miłości, to z drugiej strony podświadomie broniłem się przed nią.
K; Z Marcinem dobrze się rozumieliśmy, wspieraliśmy się jak dobrzy znajomi, prowadziliśmy ciekawe i śmieszne rozmowy, a jednocześnie troszkę spieraliśmy się. Niby wszystko było w porządku, a jednak ciągle czułam dziwny opór z jego strony. O odległości jaka nas dzieli nie myślałam w ogóle, bardziej dręczące dla mnie było to, dlaczego Marcin był taki pozamykany, zdystansowany i jakby nie zainteresowany moją osobą. Wiedziałam, że ma problemy ze zdrowiem, jest po długiej rehabilitacji i ogólnie ma gorszy okres w swoim życiu, a jednocześnie jest na etapie szukania Boga. Zaczęło mnie to męczyć na tyle, że chciałam wiedzieć jak jest naprawdę, czy jest sens tak pisać do siebie, czy jest sens angażować się? Uważałam, że tylko spotkanie z Nim rozwiąże moje dylematy. Jednak on unikał tego jak tylko mógł, a to powodowało, że moja determinacja była coraz większa.
M; W lipcu, jak co roku wyjechałem w Tatry. Tam w przedziwny sposób doszło do naszego pierwszego spotkania, a ja po raz pierwszy doznałem żywej ingerencji Boga w swoim życiu.
K; W dniu 07.07.2007r wbrew jego woli wybrałam się do Zakopanego, aby Go spotkać.
Będąc już na miejscu, wszystko wskazywało na to, że do spotkania nie dojdzie, a mi pozostanie wielki żal, zawód i kompromitacja. Marcin był na wycieczce wysoko w górach. Przeżyliśmy dramatyczna rozmowę telefoniczna, po której pobiegłam na pociąg powrotny.
I wtedy w nasze spotkanie wkroczył Bóg. Najpierw, poprzez splot dziwnych zdarzeń sprawił, iż spóźniłam się na pociąg, a następnie, jak na Dobrego Pasterza przystało „sprowadził” Marcina z gór, by ten spotkał się ze mną.
M; Tu po raz pierwszy uświadomiłem sobie, że kiedy nadchodzi nieuniknione, to wszelkie nasze starania, by te doświadczenia nas ominęły, nie zdadzą się na nic. Spotkanie na Krupówkach było miłe, ciekawe i zabawne, a rozmowy interesujące. Niestety za krótkie, gdyż Kasia musiała udać się na ostatni pociąg do domu. To jakże niezwykłe spotkanie nie rozpoczęło również wspólnej sielanki i eksplozji uczuć, rozpoczęło natomiast długi i jeszcze trudniejszy czas próby, cierpliwości, oczyszczania i oczekiwania.
K: Marcin ponownie się zdystansował na wiele miesięcy, natomiast ja przez cały ten czas miałam nadzwyczajną wyrozumiałość i cierpliwość, a nadzieja, że spotkałam swojego wybranka to rosła to gasła na zmianę. Pomimo, iż wszystko temu przeczyło, moje serce czuło inaczej. Przez kolejne 10 miesięcy pan Bóg był jednak bardzo blisko, podtrzymywał na duchu i pokrzepiał dając różne znaki Swej obecności. Każdego z nas w różny sposób przygotowywał na kolejne spotkanie.
M; W lutym 2008 r., za sprawą jednego ze znaków poczułem, iż muszę udać się na samotną, 30 dniową pielgrzymkę szlakiem św. Jakuba do Santiago de Compostella w Hiszpanii. Było to dla mnie szokujące, a zarazem niepojęte, czemu Bóg wysyła mnie tak daleko, by mi coś pokazać.
Aby podołać temu zadaniu musiałem pokonać wiele swoich obaw i strachów, a także zwolnić się z pracy nie wiedząc co będzie potem. Wszystko to było możliwe jedynie dzięki ogromnemu zawierzeniu, porzuceniu własnej woli i chęci wypełnienia woli Boga.
Pierwszą osobą, która dowiedziała się o pielgrzymce była oczywiście Kasia. To, że został mi wyznaczony jakiś cel rozbudziło mój entuzjazm i motywację do wszelkiego rodzaju nowych zadań. Z Kasią rozmawialiśmy teraz częściej przez telefon o moich przygotowaniach do wyprawy i o różnych rzeczach, a ja bardzo zapragnąłem się z nią zobaczyć przed wylotem.
K; Do spotkania doszło 1 maja 2008 roku w przepięknych okolicznościach przyrody Jury Krakowsko – Częstochowskiej. Wiele mieliśmy sobie do powiedzenia, a rozmawiało nam się ze sobą naprawdę bardzo dobrze. Czas jednak znowu szybko uciekał także na koniec spotkania obojgu nam humor się troszkę pogorszył, popsuła się nawet pogoda, więc nie zapowiadało się dobrze.
M; Wracając pociągiem do domu doznałem bardzo silnego i dziwnego uczucia. Czułem jak rodzi się we mnie zaufanie do Kasi, czułem się nareszcie rozumiany, czułem jak gdyby opadły mi z oczu macki i poczułem do Kasi miłość!
K; 7 maja 2008 roku Marcin wyleciał do Hiszpanii. Byłam pełna podziwu, że się zdecydował, jak wszystko zorganizował, zupełnie nie wiedząc co będzie po powrocie. Udał się na Camino bo tak poczuł w sercu. Wiedziałam, że robi słusznie, że jest mu to potrzebne i że na pewno odmieni to jego życie. Bardzo mu w tym wszystkim dopingowałam.
M; Samotna pielgrzymka szlakiem św. Jakuba utwierdziła mnie w uczuciu, które się we mnie przed wylotem nieśmiało zrodziło, a dzięki rozłące i odległości uczucie to zajaśniało w nowym, jaśniejszym świetle!
Wieczorami koiło moje obolałe ciało piękne spojrzenie Kasi z fotografii, którą zabrałem ze sobą. Pisaliśmy do siebie pełne tęsknoty maile jak tylko miałem dostęp do Internetu. Po blisko 2 tygodniach pielgrzymowania doznałem kontuzji kolana i musiałem wrócić do Polski, ale pobyt na Camino na dobre uświadomił mi to, co w życiu ważne!
K; Z racji tego, że pielgrzymka Marcina zakończyła się wcześniej niż planował, był tym faktem troszkę zawiedziony i rozczarowany, bo posłuchawszy głosu serca nie dotarł tam, gdzie jak mu się wydawało miał dotrzeć. W Hiszpanii jednak wydarzyło się dokładnie to, co miało się wydarzyć i dalszy pobyt, a nawet dojście do celu nie było Marcinowi potrzebne. Teraz już czuł potrzebę spotkania się ze mną, no i byliśmy już „tylko” 300 km od siebie?.
M; 31 maja znów pojechałem do Kasi, ale już nie jako człowiek poszukujący, analizujący, lecz jako człowiek kochający, radosny i do głębi przekonany, że to właśnie Kasia jest moją drugą połową, moją przyszłą żoną.
Spotkanie było cudowne, a później kolejne na przemian to u mnie to u niej, a miejsca były coraz wspanialsze: Łazienki Królewskie, Licheń, Zakopane, i Leśniów, do którego udaliśmy się we wspólnej pieszej pielgrzymce do Sanktuarium Matki Bożej Leśniowskiej Patronki Rodzin.
K; Ja już dawno czułam, że muszę Marcina tam zaprowadzić, bo to był taki „mój” Leśniów, (nazywany Przedsionkiem Jasnej Góry), z którym od dziecka byłam związana ?
K.M: Czas wspaniałych wycieczek, poznawania siebie i zachwycania się sobą doprowadził nas bardzo szybko do zaręczyn 15 września 2008 roku podczas pobytu w Kudowie Zdrój.
Odtąd nasz czas wypełniły planowania i przygotowania do ślubu. Zaczął się również czas dojrzewania naszej miłości, wielu prób i trudnych zadań. Czas wspólnej akceptacji, oczyszczania się ze swoich kompleksów, lęków i złych przyzwyczajeń, będących wynikiem złych doświadczeń i doznanych w przeszłości zranień. Wspólnych zmagań nie ułatwiała nam dzieląca nas odległość. W trudach tych wzrastała nasza miłość, wiara i nadzieja.
Ślub odbył się dokładnie w drugą rocznicę naszego poznania 9 maja 2009 roku. Był to cudowny dzień, a Pan Bóg nam błogosławił piękną pogodą, cudowną Mszą Świętą w Sanktuarium Matki Bożej Leśniowskiej Patronki Rodzin w Leśniowie, a także mnóstwem zadowolonych gości i później wspaniałą zabawą.
K; Droga jaką dotąd razem przebyliśmy była trudna i wielokrotnie brakowało sił, ale jednocześnie była najpiękniejszą z dróg, bardzo nam obojgu potrzebną. Poznaliśmy w ten sposób siebie, wartość każdego z nas, sens naszego życia, a nade wszystko poznaliśmy Miłość i jej moc oraz prawdę, że jedyne, co na świecie warto czynić to miłować. To Bóg jest Miłością!
Zrozumiałam, że słabość drugiego człowieka, jest doskonałą okazją i wyzwaniem do tego, by doskonaląc się w miłości wychodzić jednocześnie z własnych słabości, w otoczeniu miłości drugiego człowieka.
Marcin potrafi naprawdę kochać, to mój przyjaciel. Sprawił, ze jestem lepszym człowiekiem, mam poczucie, że jestem dla niego najważniejsza w życiu, to mąż bardzo troskliwy, mężny i odważny. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że poznam miłość o jakiej pisał św. Paweł w hymnie, ba nawet trudno było uwierzyć, że jest ona na ziemi możliwa.
M; W żaden sposób nie zasłużyłem sobie na to ani nie mogłem wymarzyć sobie tego, co Bóg w ogromie swego miłosierdzia mi ofiarował. Mam cudowną, troskliwą, delikatną, mądrą i pobożną żonę, która tak jak i ja zaufała Bogu. Wiem jednak, że nie znalazłem jej sam i nic nie zawdzięczam sobie. Wszystko co mam i kim jestem zawdzięczam Bogu.
M;K; Od samego początku czuliśmy i wierzyliśmy, że nasza znajomość była zaplanowana i sterowana przez Niego, a to co inni próbują nazywać zbiegiem okoliczności lub przypadkiem było po prostu Jego czułym dotykiem przeznaczenia.
Jesteśmy więc sobie przeznaczeni by iść razem przez życie w małżeństwie i rodzinie mając Boga w swych sercach, bo tylko z Nim nasze małżeństwo i rodzina będą podążać we właściwym kierunku – do świętości …
„To nie droga jest trudnością, ale trudności są drogą”.